W Polsce
nowotwory są drugą przyczyną zgonów. W 2010 roku liczba zachorowań na nowotwory
złośliwe wynosiła 140,5 tys. Prawdopodobieństwo zachorowania na raka rośnie wraz
z wiekiem. Najczęściej chorują osoby powyżej 60. roku życia (ponad 60% pośród
wszystkich chorych na nowotwór złośliwy).*
Rak
otacza nas wszystkich. Znamy osoby chore na raka, mamy je w kręgu swojej rodziny
lub sami chorujemy na tę chorobę. Mimo to często nie zdajemy sobie sprawy, że to
może spotkać właśnie nas i właśnie naszą rodzinę. A kiedy to następuje,
jesteśmy zdziwieni.
Wokół tej
choroby krąży wiele mitów. Jest to popularna choroba, dlatego, że została „wypromowana”
przez media. Niestety jej obraz został nieco zakrzywiony, przedstawiony
nieprawidłowo, a nawet spaczony. Jest to chyba coś co boli mnie w tym
najbardziej. Co dokładnie mam na myśli?
Znaczna
część filmów wypuszczanych w tym tysiącleciu dotyczy osoby chorej na raka.
Zazwyczaj osoba ta poznaje miłość swojego życia w momencie, gdy dowiaduje się o
swojej chorobie. Postanawia jednak walczyć. Jest silna, ale przeżywa także
momenty słabości. Walczy, aby przeżyć ze swoją drugą połówką jak najwięcej
czasu. Aż w końcu przystojny lekarz w kitlu, grany przez jakiegoś mało znanego,
ale wysportowanego aktora oznajmia, że chorej/choremu pozostaje kilka miesiący
życia. I wtedy dopiero zaczyna się przygoda! Główny bohater zaczyna robić
wszystko na co wcześniej nie miał odwagi – żyje pełnią życia, cieszy się drobnymi
rzeczami. Korzysta z życia póki jeszcze je ma. I tu moje pytanie brzmi:
dlaczego próbujemy na siłę nadać tak strasznej chorobie nutę romantyzmu? Bo
według mnie rak to nie jest temat nadający się na tworzenie tkliwych historyjek
o romantycznej miłości i tragicznej śmierci. Rak przychodzi, zaskakuje i zanim
człowiek zdąży się z tym oswoić – jest już po wszystkim.
Z
doświadczenia wiem, że przebieg tej choroby i jej diagnoza wygląda zupełnie
inaczej. Sama nie padłam ofiarą tej choroby, ale bardzo bliska mi osoba już
tak. Po pierwsze, nie spodziewałam się tego. Nic na to nie wskazywało, dlatego
gdy okazało się, że ciocia, która praktycznie mnie wychowała, ma guza na mózgu,
nie podejrzewałam, że to rak. Pomyślałam sobie, że to pewnie nic takiego, jakiś
niewielki zakrzep czy coś w tym guście. Nie przejęłam się aż tak. Żyłam sobie
dalej i czekałam na diagnozę. I tu lekcja numer 1. Nie oczekujcie, że lekarz
będzie z Wami w zupełności szczery i nazwie rzeczy po imieniu. Nam powiedział
jedynie, że to glejak. Brzmi całkiem niegroźnie, jakaś tam nazwa, niezbyt
oczywista. Dobrze, że nie powiedział, że to nowotwór. Wtedy bym się dopiero
przestraszyła, przecież słyszałam o nim tyle. Na raka się umiera. Ale glejak to
glejak, pewnie jakiś dziwny guzek. Myślałam tak, dopóki na własną rękę nie
przeczytałam w sieci, że glejak to rodzaj nowotworu, i to całkiem wrednego. Co
sobie pomyślałam? Że jakoś to będzie, przecież mnie nie może to dotyczyć. Cioci
przecież nic nie było. Nie można „złapać” raka w tydzień. A ona była zupełnie
zdrowa! No może trochę narzekała na pogorszenie wzroku i bóle kości...Ale to
przecież nic takiego. I tu następuje lekcja numer 2. To może być coś poważnego,
nawet jeżeli przytrafia się właśnie TOBIE.
Później
dowiedziałam się, że w tym wypadku guza da się usunąć. To chyba dobrze, nie?
Mówię cioci, że będzie dobrze. Wytną to cholerstwo, a za pół roku nie będziesz
nawet pamiętała, że byłaś chora. Nie płacz, wszystko będzie dobrze, musisz
jeszcze żyć, by w przyszłości pomóc mi wychować moje dzieci, nie zapominaj o
tym. Nie ma co się bać przerzutów, przecież nas to nie spotka. Lekcja numer 3.
Jak już ten badziew urośnie, nie wyplewi się go tak szybko. Nie ma co się
łudzić. Lekarze nie dali rady wyciąć całego guza – wrósł w mózg tak głęboko, że
wycinając go, mogliby uszkodzić część mózgu odpowiadającą za poruszanie się,
mowę itp. Na dodatek lekarz stwierdził, że rak jest złośliwy. Nie wiadomo
jeszcze jak bardzo. Nowotwory dzieli się według złośliwości na cztery stopnie,
przy czym pierwszy stopień to rak niezłośliwy. Pozostałe oznaczają nowotwory
złośliwe – im wyższy stopień tym sytuacja jest gorsza. Pomyślałam wtedy, że
skoro jest złośliwy, to pewnie to II stopień. Przecież nie spotkałaby nas taka
tragedia, żeby mógłby być sklasyfikowany jako III lub IV stopień. No bo bez
przesady. Lekcja 4. Jeżeli myślisz, że gorzej być nie może to wiedz, że na
pewno będzie. Przyszedł wynik. IV stopień.
Gdyby
to był film, a nie rzeczywistość, w tym momencie ciocia dowiedziałaby się, że
zostało jej kilka miesięcy życia. Lekarz oświadczyłby jej to z profesjonalnym
współczuciem i wyraził rodzinie jak bardzo mu przykro. Lekcja 5. Życie to nie
film. Lekarz nie podał nam jakie są rokowania. Nie wiemy ile jej jeszcze zostało.
W sieci piszą, że kilka miesięcy. Od lekarza nie usłyszeliśmy żadnej
informacji. Ciocia została jedynie skierowana na radioterapię. Nie dowierzała,
tak samo jak my, a na jej naiwne pytanie kiedy wyzdrowieje, lekarka jedynie
uśmiechnęła się pobłażliwie.
Nie
wiem co będzie dalej. Chyba się domyślam, ale wiem też, że los może mnie
jeszcze bardzo zaskoczyć. Nie zdaję sobię sprawy z tego wszystkiego co się
dzieje. To nielogiczne. Tym bardziej, że to wszystko wydarzyło się w przeciągu
jedynie miesiąca (!). Miesiąc a tyle zmienia. A od lekarzy dowiem się czegoś pewnie
dopiero wtedy, gdy otrzymam akt zgonu.
Jak
widzicie, w tej historii nie ma nic z romantyzmu. Jeszcze żeby zachorował mój
chłopak, lub mała córeczka. Ale nie. Zachorowała ciocia – kobieta po sześćdziesiątce.
Powiecie, że w takim razie to normalne. Jest już starszą osobą, jakoś trzeba
umrzeć. Ale prawda jest taka, że choroba nigdy nie jest łatwa. Tym bardziej, gdy
przychodzi nagle i niesie za sobą niedowierzanie, szok i wielką tragedię. Bo
przecież mogłaby mieć jeszcze parę ładnych lat przed sobą.
To
co chciałam Wam przekazać, to to, że rak nie jest taki jak w filmach. Jakby to
była jakaś inna choroba. Jest nagła i w sumie nie wydaje się być taka straszna.
Nie dlatego, że taka nie jest, ale dlatego, że niedowierzamy, że nam się
przytrafia. Gdybyście mnie teraz zapytali, to powiedziałabym Wam, że czuję, że
ciocia pożyje jeszcze parę lat. Ale to nie dlatego, że jestem pełna nadziei. Ja
po prostu nie dowierzam. Ale czuję, że los może mnie jeszcze zaskoczyć i w tej
kwestii. I mogę nauczyć się lekcji numer 6. Jeżeli tak będzie, na pewno się z
Wami tym podzielę. A może tak być, bo rokowania nie kłamią...
Trzymajcie
się cieplutko. Myślcie, że wam się to nie przytrafi, ale jednocześnie miejcie
się na baczności. Jeśli chcecie podzielić się ze mną swoją historią, go ahead.
Chętnie Was wysłucham.
To nie o to chodzi. Po prostu każdy
chciałby jeszcze pożyć.
~
moja Ciocia
Koala
* w oparciu o statystyki opublikowane na stronie: http://onkologia.org.pl/nowotwory-zlosliwe-ogolem-2/#q