wtorek, 29 listopada 2016

Muszę, nie muszę



            Jako, że to mój pierwszy wpis na tym blogu, potraktuję go jako rozgrzewkę. Mam nadzieję, że czas spędzony na moim blogu nie będzie dla Was czasem straconym. Oto dawka tego, co czeka was w Przystanku Koala, jeżeli tylko dacie sobie okazję, by mnie lepiej poznać. A teraz do dzieła.
Kwestia obowiązku to kwestia sporna. W ogólnym znaczeniu tego słowa, obowiązek dotyczy czegoś narzuconego odgórnie. Zazwyczaj niewypełnianie obowiązków łączy się z sankcjami. W przypadku takich obowiązków, większość z nas wie (tak mi się przynajmniej wydaje), że lepiej będzie, jeżeli je wypełnimy. Jest tak, nawet jeżeli bardzo nam się nie chce, albo nie zgadzamy się co do ich zasadności. A co jeśli sami narzucamy sobie obowiązki? Czy nadal jest to takie oczywiste?
To, ile bierzemy sobie na barki, zależy od tego jaki mamy charakter. Jedni mają zdrowe podejście i potrafią ocenić ile w stanie są zrobić, a inni przeceniają swoje możliwości, lub zaniżają je. Ja planuję zdecydowanie za dużo.
Przeciętny człowiek bombardowany jest milionem obowiązków – wobec siebie i innych. I niby nie są to obowiązki odgórnie narzucone, ale tylko spróbuj ich nie wypełnić! Dbaj o swoje ciało. Jedz zdrowo. Interesuj się innymi kulturami. Bądź otwarty na innych. Dbaj o stan skóry. Kupuj wartościowe produkty, słuchaj wartościowej muzyki. Segreguj śmieci. Nie zostawiaj zapalonego światła. Utrzymuj dobry kontakt z rodziną. Pamiętaj o przyjaciołach. Ucz się nowych rzeczy. Pierz ubrania przed pierwszym założeniem. Myj ręce po dotknięciu psa, kota, paragonu, surowego mięsa, klawiatury, śniegu, klamki. Nie trzymaj telefonu blisko narządów rozrodczych. Pracuj. Zarabiaj. Oszczędzaj. Zaskakuj. Bądź rozsądna/-y. Korzystaj z życia. Pamiętaj o przeszłości. Planuj przyszłość. Poświęcaj się. Pracuj nad sobą. Miej swoje zdanie. Poznaj się na polityce, makijażu, naprawie telefonów, zumbie, modzie, rasach psów i kotów, innych kulturach. Wykonaj jak najwięcej obowiązków i pamiętaj, że jednym z nich jest zapewnienie sobie odpowiedniego odpoczynku. Serio?
Mam wrażenie, że albo tylko ja mam taki problem, albo mało kto o tym mówi. Nakładamy na siebie tysiące obowiązków. My nakładamy. Bo kto inny? Społeczeństwo? Nie zrzucajmy tego na innych, sami je tworzymy.
Co tak naprawdę musimy? Codziennie wybieramy, które z tych obowiązków wypełnimy, a które zupełnie olejemy. Ktoś z Was może powiedzieć, że to pic na wodę, że ja robię to wszystko dla siebie, to wcale nie obowiązek, a przyjemność. W porządku.  Ale ciężko mi uwierzyć, że istnieją osoby, które chodzą do pracy/szkoły, robią co muszą na sto procent, po czym wracają do domu, ćwiczą, gotują domowe obiady, spędzają czas z przyjaciółmi, mają czas na samokształcenie, oglądają ambitny film, po czym sprzątają cały dom, śpią 8 godzin i jeszcze czują się wypoczęci, bo spędzili dzień na tylu przyjemnościach. I to wszystko w 24 godziny. Nie jesteśmy tacy. Chcielibyśmy być, ale nie jesteśmy. Nie jesteśmy, prawda?
Granica między zupełnym konformizmem a katowaniem się obowiązkami jest bardzo cienka. Łatwo ją przekroczyć. I wiecie co? Przekraczam ją 10 razy dzienne w tę i z powrotem i nadal nie wiem co jest słuszne. Gdy cały dzień zajmuję się tym, co „muszę” zrobić, nie mam ochoty wieczorem na czytanie ambitnych książek. Bo to po prostu męczące. Mimo, że przeczytałam takich w swoim krótkim życiu sporo i jestem za to sobie wdzięczna, bo miały na mnie wielki wpływ. Ale mimo wszystko. Gdy mam wreszcie wolną chwilę, jedyne na co mam ochotę to bezczynne siedzieć i trwonić czas. Czy to oznacza, że jestem leniwa? Nie. Nikt to mnie zna w życiu by mnie tak nie określił. Czy w takim razie jestem ignorantką? Może. Ale c’mon, ludzie. Nie bądźmy dla siebie tacy surowi. Jeżeli nie macie czasem tego dość, zwracam wam honor. Ale ja naprawdę mam już dość.
Apeluję do was: bądźmy bardziej tolerancyjni. Nie patrzmy spod byka na kogoś, tylko dlatego, że nie kojarzy jakiegoś polityka albo znanego pisarza. Może powinien to wiedzieć, istnieją przecież jakieś obowiązki obywatelskie i wobec kultury. Może. A może nie. Każdy ma prawo do pomyłki i niewiedzy. Mamy całe życie przed sobą, żeby się tego wszystkiego dowiedzieć. Nie wpędzajmy się w kompleksy. Nie narzucajmy sobie obowiązku bycia wszechstronnymi i obytymi z każdą dziedziną życia. Co to znaczy, że muszę? Nic nie muszę. A ja nigdy nie przeczytałam Trylogii, i dobrze mi z tym. Chyba dziś wolę dokończyć pisanie do Was i obejrzeć denny serial niż nadrobić te zaległości. Czy to źle o mnie świadczy?
Dlatego moje pierwsze pytania brzmią: czy wiesz jak wypełnić wszystkie swoje obowiązki, nie popadając jednocześnie w poczucie winy, że jeszcze tyle do zrobienia? Czy warto starać się nadrobić wszystkie możliwe zaległości? Czy warto się tym zadręczać, czy należy listę tych zadań do wykonania przepuścić przez siatkę samokrytyki? Jeżeli znasz odpowiedzi na te pytania daj znać. Fajnie byłoby się w końcu dowiedzieć.
Koala

Le­piej bez ce­lu iść nap­rzód niż bez ce­lu stać w miej­scu, a z pew­nością o niebo le­piej, niż bez ce­lu się cofać. 

(...)jed­no, co można zro­bić, to po­dejść do rzeczy fi­lozo­ficznie, czy­li po­wie­dzieć so­bie: "Srał to pies". To jest han­del, raz się zys­ka, raz się straci. 


Andrzej Sapkowski